Obserwatorzy

sobota, 28 kwietnia 2012


 


Trans



  Biegłam przez ciemny i zamglony park. Uciekałam jakiemuś potworowi. Czułam, że jest już blisko, że obserwuje moje poczynania. Ogarnął mnie mrok. Nagle potknęłam się o kamień i po chwili leżałam już na ziemi. To było straszne.  Wydawało mi się, że zginę, że potwór jest już blisko, że zaraz mnie zje. Postanowiłam poczekać w milczeniu na nieuniknioną śmierć. Słyszałam wzmagający się oddech. Ciężki oddech. I szybkie kroki. Coraz bardziej się bałam. Mimo tego, że słyszałam już niemal obok mnie, czyjś oddech, to nikogo wciąż nie widziałam.  Po pięciu minutach ciężkigo czekania, zobaczyłam cień. Zbliżał się. Nagle ktoś złapał mocno za moją rękę.
                Wydarłam się. Przeraźliwie. Okropnie. To był tylko sen, pomyślałam. Wymachując rękoma na wszystkie strony, otworzyłam szeroko oczy i oślepiło mnie słońce. Oh, jakież one było piękne.. Ucieszyłam się, że po tygodniu brzydkiej pogody w koncu nastąpiła metamorfoza.  Po sekundzie usłyszałam, że ktoś bardzo szybko starał się biec po schodach, ale niezbyt mu to wychodziło. Bez pukania, do pokoju wparowała Iris z wytrzeszczonymi oczyma. Po chwili zauważyłam, że ma w ręku patelnię.
-Co się stało?! Kto tu był?!-spytała  wymachując patelnią, tak,  jak ja wcześniej rękoma.
Prychnęłam.
  Iris widząc moją minę, oburzyła się.
-Żarty sobie robisz?!-spytała siadając z ulgą na krześle.
-Miałam zły sen.-odparłam nadal się uśmiechając. Iris znowu kamień spadł z serca i oparła  głowę na ręku.
-To dlatego tak krzyczałaś?
Znowu prychnęłam.
-Tak.-rzekłam wstając z łółżka.
-O matko. Nawet nie wiesz ile mi strachu napędziłaś.-powiedziała przyglądając się patelni. Pewnie znowu zobaczyła, że nie tak ją umyłam lub coś w tym rodzaju.
-Proszę cię. Pewnie byłoby ci na rękę, gdyby faktycznie mnie ktoś porwał.-powiedziałam ironicznie, otwierając okno. Wiedziałam, że taka była prawda. Nie musiała się z tym ukrywać.
-Nie mów tak. Martwiłam się, dobrze wiesz. Traktuję cię jak córkę, której nigdy nie miałam.
-Ale ja cię traktuję jak żonę mojego taty, a nie jak moją mamę. A teraz wyjdź, chcę jeszcze pospać.-fuknęłam na Iris i położyłam się spowrotem na łóżko.
-Przykro mi, że jest tak, a nie inaczej. No cóż, jak uważasz.Śpij dobrze. Jak się obudzisz zrobię ci śniadanie. Masz ochotę na tosty?-spytała uśmiechając się. Wiedziałam, że zaczyna się starać, ale chyba nie byłam gotowa na wyciągnięcie ręki.
-No.-odparłam zaspana.
                  Gdy Iris wyszła, sądziłam, że  zasnę, ale jakoś nie mogłam.  Zajęłam się rozyślaniem nad Christopher'rem. Pamiętam go całego. Wyobraziłam sobie jego stojącego na tle tablicy interaktywnej. Delikatnie przymykającego oczy. Takiego pięknego. Oh, jak ja chciałam go poznać. Przyszedł mi nawet do głowy pomysł, ale rzucić na niego zaklęcie, takie jak na Lucasa. Byłoby wspaniale, pomyślałam. Wtedy już wszytko zaplanowałam, ale nieco później zdałam sobie sprawę, że skoro bez czarów mu się nie spodobam, to to nie miało sensu.
                 Wieczorem postanowiłam nie zawracać sobie głowy tym nowym i zająć się na przykład nauką. Wiedziałam, że i tak nic by z tego nie wyszło, więc nie chciałam się na darmo wysilać.
                    W niedzielę od rana oglądałam telewizję i czasami dzwoniłam do koleżanek na ploty. Gdy po południu tata z Iris wrócili z pracy zniesmaczyłam się. Nie rozbierając się weszli do pokoju.
-Kapryśna siedemnastolatko, jedziemy na pizzę-rzekł z uśmiechem James. Puściłam jego uwagę mimo uszu i wstałam, tak samo ucieszona jak Iris i James.
-Świetnie. Już myślałam, że będę do wieczora musiała siedzieć przed telewizorem.-odparłam zakładając kurtkę.
- Pojedziemy do Okey. Tą na Green Street zamknęli.-oznajmiła Iris, wybierając pizzerię.
-Oh, szkoda...-zasmucił  się tata-mają tam świetną pizzę z pieczarkami.
-Mieli, tatusiu-poprawiłam, klepiąc go po ramieniu-mieli.
                Po pizzy wstąpiliśmy do państwa Sykes, znajomych taty. Nie cierpiałam wizyt u gości, ale zdecydowałam się to przeboleć. Słuchałam jak co chwilę, któryś z dorosłych wybuchał śmiechem.  Jakie to było dziwne. Czasami  w ogóle ich nie rozumiałam, pomimo tego, że byłam już blisko 18-stki.
                 W poniedziałek niechętnie, z bólem i przy użyciu czarów przeniosłam się do szkoły.  Byłam pewna, że nikt jak zawsze nic nie widział.  Znudzona poszłam na chemię. Wchodząc do klasy doznałam w małym stopniu szoku. W mojej ławce siedział Christopher!  Stałam przez moment jak wryta i patrzyłam się to na niego, to na panią Call. A miałam o nim zapomniec, nie robic sobie nadzieii, a on siedzi ze mną prawie na każdej lekcji, pomyślałam. Zdziwiona usiadłam obok nowego na krześle i wyjęłam zeszyt, i książkę. On, nie wiedzieć czemu wpatrywał się w drzewa za oknem i w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
                W połowie lekcji delikatnie się obrócił, ale dalej nie odrywał wzroku od  drzew. Gdy stopniowo obracał głowę, zdałam sobie sprawę, że chce na mnie popatrzeć. Po długim obracaniu głowy o parę stopni,  nasze oczy się spotkały, a jego były wtedy koloru czarnego, zupełnie jak węgiel. Zdziwiłam sie i niepewnie wygiełam kąciki ust w górę. Po chwili odwzajemnił uśmiech. Byliśmy tak blisko. Potem zaczęłam oglądać jego koszule w kratkę, narzuconą na szarą koszulkę z krótkim rękawem. Później zjechałam oczyma na jego czarne spodnie, także z jakiegoś dziwnego materiału. Tak modnie się ubierał. Zazdrościłam mu przez chwilę, ale potem przypomniałam sobie, jak bardzo lubię mój styl. Gdy ciągłe gapienie się na siebie zaczęło stawać się kompromitujące, odwróciłam głowę. Poczułam też, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Myślałam, że w końcu się odezwie, ale nic na to nie wskazywało. On tylko spuścił głowę i patrzył się w zeszyt.
                 Kiedy chemia zaczęła dobiegać do końca, Christopher zaczął się tak jakby przygotowywać do rozmowy ze mną. Popatrzył się niepewnie parę razy w me oczy. Czasami wypisywał notatki w zeszycie, aż w końcu się przemógł i z kojącym spojrzeniem zwrócił się do mnie:
-Cześć.-rzekł- Chyba wcześniej nie mieliśmy okazji się poznać. Nazywam się  Christopher  Sullen.-byłam wniebowzięta, że odezwał się  do mnie. Myślałam, że nigdy nie będę miała okazji z nim pomówić.
-Amanda Wild.-przedstawiłam się, wyginając kąciki ust.-lub po prostu Amy.
-Jak ładnie.-pochlebił, a potem zamknął zeszyt.
  Prychnęłam. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi dźwięk dzwonka. Wszyscy oprócz mnie i Chris'a wybiegli z klasy, o mało się nie depcząc. Po chwili razem z przystojnym  nowym zabraliśmy książki i wyszliśmy z klasy.
                    Idąc do szfek kontynuowaliśmy rozmowę:
-Nie podoba ci się twoje imię?-spytał zdziwiony. Widziałam, że nie jest pewny następnego ruchu.
-Może być.-odparłam-skąd przyjechałeś?
-Z Kanady.-rzekł gapiąc się w swe markowe buty.
-Oh, jak fajnie. Nigdy nie byłam w Kanadzie. Musi być tam ładnie.
Zmarszczył czoło i podrapał się po skroni.
-Tutaj jest ładniej.-rzekł uśmiechając się. Nadal byłam zachwycona, ale emocje juz mi trochę opadły. Po prostu podobał mi się.
-Czym się zajmujesz?
-Hmm.. narazie chodzę do szkoły.-zaśmiał się. Widocznie moje pytanie go rozbawiło.
-To tak,  jak ja.-odparłam chowając książki do szafki.
-A masz jakieś hobby?-spytał nagle opierając dostatecznie umięśnioną rękę o szafkę. W oczy ponownie rzuciła mi się ciekawa koszula w kratę.
-Raczej nie mam. Lubię dużo rzeczy.-odpowiedziałam. Nie chciałam mu powiedzieć też, że lubię muzykę klasyczną, bo pewnie by mnie wyśmiał.
-Ja też.-nagle nas oboje ta rozmowa zaczęła męczyć. Nie mieliśmy tematów. Stojąc przy szafkach zaczęłam się bawić swymi palcami. Chciałam jakoś go spławić, albo sama odejść. Klepiąc się po głowie skłamałam:
-Wiesz, może później pogadamy. Zapomniałam, że obiecałam coś koleżance, więc muszę uciekać. Cześć-pożegnałam się i szybkim krokiem odeszłam. Nie wiem czy w ogóle coś powiedział. Wiem, że stał zmieszany, a jak odbiegłam to nawet się nie odwrócił, ponieważ nadal zaciekawiona się oglądałam.  Ździwiło mnie to, ale  jednocześnie nie przejmowało. Nieco wstrząśnięta wybiegłam ze szkoły. Myślałam, że coś między nami zaiskrzy, a tu nic, pomyślałam. Zasmuciło mnie to. Za rogiem budynku wyjęłam w pośpiechu róźdźkę i po chwili byłam już przed drzwiami mojego domu.
-A ty co tak szybko?-zdziwił się James.
-Nauczyciel fizyki zachorował.-skłamałam-a ty nie powinieneś być w pracy?
-Och, nie.
-Czemu?-spytałam nieco wystraszona.
-Zrobiłem sobie wolne. Mało czasu z wami spędzam.-stwierdził.
-Mało?-wycedziłam- Nie wiem jak Iris, ale moje potrzeby, typu kontakt córki z ojcem, zaspokajasz w 100%.
-Miło to słyszeć. W lodówce jest twój wczorajszy deser.
-Wiem. Ale nie jestem głodna.-jednym susem skoczyłam na schody i po chwili byłam już w swoim przytulnym pokoju. Zmęczona zaczęłam przyglądać się idealnie białej firance(Iris dbała nawet o najmniejszy szczegół, byle by w domu był porządek). Tuż obok okna stało drewniane  2-osobowe łoże, które przykuło, nie wiedzieć czemu, moją uwagę. Zdziwiona swym zachowaniem przerzuciłam zmęczony wzrok na sosnowe biurko i zieloną lampkę. Wtedy zdałam sobie sprawę, że bardzo lubię swój pokój.
                        Może powodem moich przedziwacznych myśli i rozważań był Chris? Może to była jego wina? Dlaczego działał na mnie jak narkotyk? Dlaczego nie umieliśmy się dogadać? Najmniejsze spojrzenie, uśmiech.. Traciłam przy takich gestach z jego strony głowę. Nie za bardzo mi się to spodobało, ale ubolewałam nad tym, że nigdy nic  z tego nie będzie. Najwyżej zostaniemy przyjaciółmi, pomyślałam, oh, nie.. Kumplami. W moim słowniku nie ma takiego słowa jak przyjaźń, dodałam w myślach.
                       Przeżywając całą tę sytuację, powoli zasnęłam, wyznaczając kierunek ku krainie snów.
                      Następnego dnia, z nadzięją, że porozmawiam jeszcze raz z pięknym nowym, poszłam do szkoły. Tym razem nie użyłam czarów. Co gorsza-zapomniałam różdżki. Mam jeszcze zaklęcia rękoczynne, pomyślałam. Szkoda tylko, że tak mało ich znałam.
                      Korzystając z cudownej słonecznej pogody podczas przerwy, wyszłam na dziedziniec szkoły, chcąc posiedzieć i powygrzewać się na ławce. Usiadłam i w delikatnym uśmiechu przymknęłam oczy, wyciągając nogi do przodu. Słońce docierało do każdego zakamarka mojego ciała. Pragnęłam rozkoszować się nim, tak jak Chris'em w myślach. Po chwili ucichły hałasy i na dworze zostało zaledwie 5-ciu uczniów, łącznie ze mną.  Po chwili rozmażyłam się o pięknym nowym i na sekundkę odpłynęłam. Słońce świeciło mi wprost na twarz. Nagle jakiś uczeń, zasłaniając słońce i rzucając cień na me, ledwo przymkniętę powieki, westchnął. Gdy całkiem otworzyłam oczy, ukazał się im Chris. W tym samym momencie moje wargi rozciągnęły się, prezentując szczery uśmiech. Tak, cieszyłam się, że go widzę.
-Mogę porozkoszować się słońcem razem z tobą?-spytał, przyglądając się mojej lekko opadającej szczęce.
-Pewnie.-odparłam klepiąc miejsce po mojej prawej. Bez wachania zajął miejsce i uśmiechnął się łobuzersko. Gdy tylko ujrzałam ten uśmiech, zakochałam się. To był moment. Wiedziałam, że zaraz stracę głowę, więc przymusowo odwróciłam wzrok. Po chwili zauważyłam, że usiadł dalej, niż wskazywała moja dłoń.
-Nie bój się. Nie gryzę.- zażartowałam, myśląc, że zbliży się. Niestety nie poskutkowało.
-Amando..-zaczął.
-Amy-poprawiłam.
-Uważam, że Amanda brzmi bardzo ładnie. Pozwól, że tak będę się do ciebie zwracał.- uśmiechnął się szelmowsko i ścisnął dłonie w pięści. Widziałam, że z czymś się męczy.
-Bardziej przyzwyczaiłam się do Amy, ale niech ci będzie. Teraz możesz przejść do sedna.-wygięłam kąciki ust.
-Tak więc, Amando, poszłabyś ze mną jutro na spacer?-spytał, a ja starałam się stłumić w sobie śmiech. Na randkę nie zaprasza się na spacer, pomyślałam. Ale może to nie randka, spytałam siebie.
-Spacer? Ale dokąd?
-Gdzie zechcesz. Pragnę cię bliżej poznać.-odparł. Wydał mi się wtedy trochę dziwny.
-To może na pogaduchy chodźmy do parku?-zasugerowałam.
-A to nie będzie spacer?
-Jakbyśmy pojechali tam rowerem, to nie.-odpowiedziałam nadal się uśmiechając.
-A ktoś wspominał o rowerach?-spytał oglądając bacznie wnętrze swej prawej dłoni. Nagle przycisnął środek dłoni i jęknął, prawdopodobnie z bólu.
-Wszystko w porządku?-spytałam zdziwiona.
-Tak, w porządku.-wycedził. Przestraszyłam się , a Chris zdenerwowany wstał, odwrócił się do mnie plecami i zrobił 4 kroki na przód.  Gdy przystanął, złapał się lewą ręką za głowę i delikatnie pochylił.
-Christopher, chodźmy do pielęgniarki!-Zadeklarowałam i pociągnęłam go za rękaw. W ułamku sekundy przejął moją dłoń, kryjąc ją w swoich. Potem z nadludzką szybkością obrócił się do mnie. Jego oczy znowu były normalne, a Chris uspokoił się troszkę. Byłam zszokowana. Po chwili chciałam wyrwać swą rękę z uścisku, ale Chris kurczowo ją trzymał wpatrując się w me przerażone oczy. Wydawał się być nieobecny.
-Chris, puść mnie! To boli!-rozkazałam, ale on zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie słyszał. Próby wyrwania się z jego uścisku przerwałam po minucie. Nagle, wszytko stało się nie ważne. Byłam cała jego. Władał mną i każdym kawałkiem mego ciała. Wszystko mu się poddało. Byłam gotowa zrobić dla niego cokolwiek, czego by zażądał. Byłam jego własnością, posiadał mnie i nie przeszkadzało mi to. To tak jakby jego dotyk decydował o  moich decyzjach. Tak, jakby to od niego wszystko zależało. Poczułam błogość i spokój. Po dłuższej chwili zaczęłam słyszeć ledwie słyszalne odgłosy. Nasilały się, aż w końcu usłyszałam dość wyraźnie:
-Christopher, opanuj się!-rzekł miły, nieco poważny, ciepły i kojący żeński głos. Po  tym rozkazie fala poddania się minęła i Chris wypuścił moją lekko posiniaczoną od mocnego uścisku dłoń. Opadła bezsilnie wzdłóż tułowia. Zniknęło tamto wspaniałe uczucie. Tylko Christopher i ja. To było piękne i jak się później okazało, zniszczyła to Michele, siostra Chris'a.  Niestety musiałam wrócić do rzeczywistości.
-Co ty wyprawiasz?!!-warknęła ciemno włosa piękność.
-Musiałem.- powiedziawszy to zerknął w mą stronę, a ja widząc to rzuciłam się pędem do szkoły. Zdołałam jeszcze usłyszeć:
-Jak wpadnie w trans, to cię zabiję, rozumiesz?!-wykrzyczała.
-Przepraszam.-rzekł.
Nie wiedziałam co się dzieje. Jaki trans?! O co chodziło? Czego on ode mnie chciał? Czego obydwoje chcieli? Biegnąc ku damskiej łazience zobaczyłam Roslyn i mimowolnie zwolniłam. Pomachałam jej i wbiegłam do ubikacji. Zdenerwowana podniosłam delikatnie prawą dłoń do góry i ujrzałam moją skórę, gdzie niegdzie koloru fioletowego. Miałam wszędzie siniaki i ledwo ruszałam dłonią. Czemu tak ściskał? Co ja mu zrobiłam? Ból ściskał me słabe serce.



---------------------------------------------------------------

Wiem, trochę drętwe, ale wszystko się później rozkręci. Dzięki wszystkim, którzy odwiedzają mojego bloga. Jesteście mega fajni. <3
Dedyk dla Mrs. Sykes ; *********************

4 komentarze:

  1. Omg! Omg! ;***
    To jest boskieee<33
    Jak słoodko!
    I Ten Trans! ;D O co kaman ? ; O
    Ale ty.... wiesz, że ja czekam na więcej ?
    Mrs. Cullen ;D Odpałowcu mójj!! ;**
    Dziękuję skarbie za dedyk! ;D
    Ejj.. wiesz co wymyśliłam?!
    WSPÓLNY ŚLUB! ;D Podwójny! ;D
    Ty i Edek i Ja i Pan "Fly Impression"! ;D
    To co lubisz najbardziej!
    Really xx
    A teraz dawaj mi tu nextaa! i nie mg się 5 rdz doczekać! haha! ;D
    - Twoja Mrs. Sykes ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No już mi się podoba
    Państwo Sykes a ja miałam oczy jak pięć złotych xD
    Nie jest drętwo , akcja powoli nabiera tępa .
    Ciekawa jestem co będzie dalej ;D
    Pisz szybko następny , bo mnie ciekawość zżera !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, kurwa nawet jak Kamila widzisz to masz oczy jak pięć złotych. ;D ale tak.. ;D Państwo Sykes! ;D A kiedy będzie Sykes Junior?! Mam na myśli Nath`a ! ;D ale zgodzę się .. mnie też ciekawość zżera! także moje drogie skarby... jestem happy! ;D

      Usuń
  3. Ej, no dzięki <3
    Kochani jesteście <3 ; ****


    Wasza Mrs. Cullen <3

    OdpowiedzUsuń